Ranek. Czyli najbardziej znienawidzona pora dnia. Zazwyczaj zaczyna się dźwiękiem budzika, którego tak wszyscy nienawidzimy. I potwornym bólem głowy, który oznajmia nam jak dużo wczoraj wypiliśmy.
Leniwie i bez pośpiechu wstałem z łóżka, i złapałem się za głowę. Takiego kaca nie miałem od dawna. Spojrzałem na moje łóżko szukając drugiej osoby, na szczęście nikogo nie było. Nie chciało by mi się teraz bawić w czułe słówka. Poszedłem do łazienki, ogarnąłem twarz, szybki prysznic i takie tam podstawowe czynności. Spojrzałem na zegarek Bez problemu mogłem bez spóźnienia stawić się na zajęcia, ale w takim stanie nie ma po co tam iść. Naszła mnie ta okropna ochota na papierosa. Jednak wiedziałem, że jeśli zapalę tutaj zaraz dostanę po głowie. Postanowiłem ten dzień spędzić poza granicami Hogwartu. Tak więc gdy byłem gotowy niepostrzeżenie i w dosyć krótkim czasie znalazłem się w lesie niedaleko szkoły. Usiadłem pod drzewem i wyciągnąłem z kieszeni pudełko papierosów.
- Nareszcie - burknąłem sam do siebie. I odpaliłem pierwszego zachwycając się jego smakiem, i wydmuchując z buzi ułożone z dymu kółka.
Rozejrzałem się po okolicy. Bardzo rzadko ktoś tu przychodzi, dlatego też miałem pewność, że nikt mnie tu nie znajdzie. Ale nagle usłyszałem szelest. Spojrzałem w górę, kierując wzrok na koronę drzewa pod którym siedziałem. Spostrzegłem postać siedzącą na gałęzi. Czyżby kolejna osóbka, która zdecydowała się na wagary w środku tygodnia?
Ktosiu? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz