sobota, 30 lipca 2016

Od Aris Do Pasco

Aris leżała na swoim łóżku wpatrując się nieobecnym wzrokiem w biały sufit, chociaż i tak nie mogła dostrzec jego barwy. W pokoju panował półmrok, przez niewielkie okno do środka dostawał się srebrzysty blask księżyca, a w powietrzu unosił się niebieski płomień, od którego biło ciepłem. Aris co jakiś czas sięgała do niego ręką, by poczuć przyjemne ciepło na wierzchu dłoni. Po jej lewym przedramieniu ciekły strużki gęstej mazi, choć właściwiej, cieczy o szkarłatnej barwie. Kilka kropel splamiło pościel, jednak Aris niespecjalnie się tym przejęła, w zasadzie to nawet nie dostrzegła owego faktu. Wreszcie drgnęła nieznacznie, po czym zerwała się do siadu i obrzuciła spojrzeniem pomieszczenie. Mimo ogólnego zmęczenia nie mogła zamknąć oczu choćby na chwilę, bała się, że znowu zaatakują ją te koszmary, w dodatku zbliżała się pełnia, co sprzyjało ogólnemu pobudzeniu i bardzo trudno było jej teraz utrzymać na wodzy swoje emocje. Wstała i prawie podbiegła do okna, od razu je otwierając i wychylając się tak, że po chwili praktycznie wisiała już głową do dołu. Zimny podmuch wiatru rozbudził ją; chwila i Aris już całkowicie się rozbudziła. Pewnie wskoczyła na parapet, nie myśląc o tym, że strasznie jej zimno. W końcu była tylko w krótkich spodenkach od piżamy i szarym podkoszulku z wielkim różowym królikiem. Z parapetu szybko przeniosła bose stopy na gzyms, który nie był specjalnie szeroki, ale też nie na tyle wąski, by dziewczyna, szczególnie tak mała i szczupła jak Aris, nie zdołała się na nim zmieścić. Nie trzymała się ściany, tylko wsparła się na niej jednym bokiem, a drugą rękę wyciągnęła w bok, by utrzymać równowagę. Na początku szła powoli, rozważnie stawiała stopy, by przypadkiem nie ześlizgnąć się z tej niezbyt bezpiecznej ścieżki i nie upaść. Jednak już chwilę potem zapomniała o zdrowym rozsądku i przyspieszyła, zaczynając biec. Nie zmęczyła się, czując w sobie tylko dziką ekscytację. Chciała tylko biec i biec, rozentuzjazmowana tym zajęciem. W końcu dostrzegła gdzieś okno, które okazało się być uchylone. Popchnięta ciekawością wślizgnęła się do środka. A jej oczy zalśniły złotym blasku księżyca, kiedy oglądała korytarz na który trafiła. Był on prawie całkiem pusty, nie licząc kilku pochrapujących cicho obrazów i starej, zardzewiałej zbroi. Nie wiedziała gdzie jest, przez sześć lat myślała, że zdążyła już dobrze poznać zamek, jednakże prawda okazał się być całkiem inna. W tym momencie blondynka była trochę zdezorientowana, ale czuła równie wielką, jeżeli nie większą, ekscytację. zdecydowanie coś w jej głowie podpowiadało, by jak najszybciej wróciła do pokoju, ale odgoniła te myśli kręcąc energicznie głową.
Nagle usłyszała czyjeś ciche kroki. Schowała się za zbroją, bojąc się, że przyłapie ją jakiś nauczyciel, ale nie, to nie był nauczyciel. Kiedy się zbliżył można było rozpoznać w nim ucznia, nie tylko po posturze, jego zapach był specyficzny, jednak bardzo przyjemny. Blade światełko zapalone na końcu różdżki rzucało nikłe światło na twarz młodego chłopaka. Aris nie widziała w nim zagrożenia, więc powoli wyłoniła się zza zbroi, stając z nim twarzą w twarz. On wzdrygną się nieznacznie, choć od razu przywrócił się do poprzedniego stanu i przytknął dziewczynie do gardła różdżkę.
- Kim jesteś? - syknął. Jego głos był zachrypnięty, zupełnie jakby był chory, albo jakby dopiero co się obudził. - Nic ci nie jest? - dodał, dostrzegając jej zakrwawioną rękę.
Aris obrzuciła go tylko swoim, teraz złocistym od ekscytacji, spojrzeniem i przyłożyła palec do ust, w geście uciszającym. A potem, cóż... potem jak gdyby nigdy nic odeszła...
Nie zdążyła zbytnio oddalić się. Usłyszała czyjś krzyk, przeraźliwy i charczący.
- Wracaj tutaj! - Argus Filch był niebezpiecznie blisko. Słychać było jego głośne sapanie i chrapliwy oddech. Najwyraźniej biegł. - No już, moja maleńka, szukaj, jeśli znajdziemy tego chłopaka...
Aris stanęła jak wryta, zaskoczona tym co właśnie miało miejsce. Dopiero po chwili zrozumiała, że musi stąd jak najszybciej uciec. Zawróciła na pięcie i puściła się pędem przed siebie. Znów poczuła w żyłach adrenalinę, ale w tym momencie wyklinała siebie w duchu, za jej głupie pomysły. Nagle poczuła jak czyjaś dłoń zaciska się na jej zakrwawionym nadgarstku i ciągnie ją w jakiś ciemny kąt. Druga natomiast przytknięta była do jej ust, by powstrzymać krzyk, który i tak uwiązł w gardle. Ktoś mocno przyciągnął ją do siebie, jedną ręką obejmując mocno w talii, natomiast wolną dłonią nadal zatykano Aris usta, co strasznie utrudniało jej oddychanie. Znów poczuła ten przyjemny zapach... to ten chłopak, którego przed chwilą spotkała.
- Ciii - wysyczał jej wprost o ucha, co przyprawiło dziewczynę o ciarki. - Nie krzycz, proszę cię.
"Dlaczego miałabym krzyczeć, przecież się ciebie nie boję" pomyślała Aris "Tylko czemu mnie tu wciągnąłeś, dlaczego ratujesz mnie przed woźnym".
Chłopak powoli zdjął dłoń z ust blondynki, jednakże nie puścił jej. Obróciła się, by zobaczyć twarz swojego, bądź co bądź, bohatera. Tym teraz był dla niej ten chłopak, mógł ją przecież zostawić. Nie dostrzegła jej jednak, bo byli teraz chyba w najciemniejszym kącie Hogwartu.
- Nie pytaj, dlaczego on mnie goni i co tutaj robiłem o tej porze, z resztą ty też mogłabyś się tłumaczyć - włączył mu się słowotok, a blondynka stwierdziła, że to najpewniej z nerwów.
Dlaczego miałabym o to pytać? - pomyślała.
Słysząc z oddali kroki Filch'a, delikatnie przytknęła palec do ust chłopaka.

Pasco, dokończysz >w<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon

Szablon ten jest autorstwa Jill ze strony Zaczarowane Szablony. Przepraszam, że nie wpisałem się na listę pobierających jednak nie mogłem jej nigdzie znaleźć. Jeżeli przeszkadza ci to, że użyłem twojego szablonu to szczerze przepraszam i mogę go zmienić.
Link do bloga Zaczarowane Szablony

Popularne posty